Trzy punkty zostają w Kielcach. Czyżby nastąpiło otrzeźwienie ?
Mimo minusowej temperatury oraz zimowej aury, na Suzuki Arenie w poniedziałkowy wieczór, zebrało się 5,3 tysiąca osób. Zespół Korony wygrał 2:1 z Cracovią po naprawdę dobrym meczu. Wcześniej każdy z kibiców się martwił jak zakończy się ten mecz.
I połowa ewidentnie przebiegała pod dyktando gospodarzy. Drużyna gości miała tylko 4 sytuacje bramkowe z czego tylko jedną zakończoną strzałem, gdzie bramkarz Zapytowski musiał wykazać się refleksem. Żółto-krwiści zdecydowanie przeważali. Było to widać przede wszystkim, gdy zespół z Krakowa chciał wychodzić do kontrataku. Linia obrony kieleckiego zespołu była nisko ustawiona co sprawiało krakowianom dużo problemów oraz strat.
Pierwszą bramkę strzelił defensor Piotr Malarczyk w 30. minucie spotkania, pokonując bramkarza Pasów strzałem głową po rzucie rożnym. Do końca Koroniarze przeważali i nie oddali wyniku.
Po zmianie stron, w 55. minucie, głupi błąd w polu karnym popełnił popełnili gracze Cracovii. Bramkę kontaktową, z karnego strzelił dla Korony Jakub Łukowski. Po tym golu na tablicy widniał wynik 2:0.
Zaledwie 10. minut później Karol Knap podobnie jak jego kielecki rywal, również wykorzystał rzut karny i Cracovia zyskała bramkę kontaktową. Jednakże wynik już nie zmienił się do końca.
Bardzo dobry mecz zagrał Marius Briceag, czyli nowy nabytek Korony oraz napastnik Jauhienij Szykauka, mimo że bramki nie zdobył. Na plus także strzelec bramki gości Karol Knap, który także ten mecz zaliczył do udanych. Warto także wspomnieć o naszych kibicach. Pomimo nie zbyt dużej liczby widzów doping był fenomenalny jak na aurę, która nam towarzyszyła.
Czy poniedziałkowy mecz Korony to początek dobrej drogi o walkę, by utrzymać się w lidze? Czy jednak pojedynczy ,,wypadek” przy pracy? Miejmy nadzieję, że ekipa Kamila Kuzery w kolejnym spotkaniu tym razem we Wrocławiu nie zawiedzie.
fot. Ziemia Kielecka