Po emocjonującym meczu Korona awansuje po rzutach karnych
Nie był to perfekcyjny mecz w wykonaniu Złocisto-Krwistych. Były dobre momenty, ale i także katastrofalne. Mogło to skończyć się zakończeniem przygody w Pucharze Polski. Stal Rzeszów pokazała charakter.
Wydawało się, że będzie łatwo. Bramki Jauhienija Szykaukawa w 15. i 16. minucie zdawały się to potwierdzać. Jednak co łatwo przyszło, łatwo i poszło. W błyskawicznym tempie 22. i 25. minucie Koronę na ziemię ściągnęli Łukasz Góra i Bartłomiej Poczobut.
Trochę to ocuciło podopiecznych Leszka Ojrzyńskiego. W 31. minucie ponownie na prowadzenie wyprowadził Koronę, as w rękawie, legenda klubu, niezastąpiony Jacek Kiełb. Jednak kilka minut później sędzia pokazał na 11 metr, Korona popełniła błąd, który kosztował zespół wykorzystany rzut karny Piotra Głowackiego.
Tak emocjonująca I połowa sprawiła, że do II przystąpiliśmy oczekując równie ciekawego widowiska. Może bez bramek, ale emocje były. Stal miała szanse na sensacyjne wyrzucenie Korony z Pucharu Polski. Jedna sytuacja w 54. minucie mogła zakończyć się bramką, jednak na szczęście Patryk Małecki nie wykorzystał sytuacji. W 65. minucie Koronę uratował Sasha Balič. Jacek Kiełb w 88 minucie był blisko zakończenia meczu w regulaminowym czasie gry, ale niestety nie udało się strzelić 4 bramki.
W dogrywce nie było inaczej. Oba kluby miały szanse na bezpośredni awans do następnej rundy, bez rzutów karnych.
Jednak karne nadeszły. Tak samo emocjonujące jak poprzednie części rozgrywki. Szóstej 11 nie strzelił Krystian Wrona ze Stali Rzeszów, ale Marcin Szpakowski był bezlitosny dając Koronie awans. Karne zakończyły się 6:7.
Były to wspaniałe przeżycia, jednak lepiej by było, gdyby mecze kończyły się pewniej i spokojniej dla ekipy Leszka Ojrzyńskiego. Kolejny raz fatalne błędy w obronie i bandytyzm w polu karnym, zakończony rzutem karnym.